Perlei - Portal Kobiet Szczęśliwych.
 
 
 
rozmiar czcionki:  A A A

Literacka przechadzka po londyńskim Bloomsbury

2009-11-03 21:00:00
Bloomsbury jest tą dzielnicą Londynu, którą zwiedzają turyści zmęczeni atrakcjami "do zaliczenia". Tu się oddycha, spaceruje spokojnie po niepozornych uliczkach, między zielonymi skwerkami i odkrywa literackie dziedzictwo tej okolicy. Tutaj mieści się Senate House, zbudowana w stylu art deco (chyba jedyny budynek w stolicy Wielkiej Brytanii przywołujący na myśl wieżowce nowojorskie) biblioteka University of London, która stanowiła inspirację dla orwellowskiego Ministerstwa Prawdy z antyutopijnego "Roku 1984". Yeats, Eliot, Dickens i Virginia Woolf byli najsłynniejszymi mieszkańcami Bloomsbury – dzielnicy, na obrzeżach której mieszkam i ja.

Nazwa dzielnicy pochodzi z XIII w. od nazwy posiadłości arystokraty Williama Blemonda, Blemondsisberi. Okolica stała się modna wśród zamożnych Londyńczyków w XVIII w., gdyż blisko stąd do centrum miasta i na wieś (Londyn był dawniej dużo mniejszy niż obecnie, co oczywiście dotyczy wszystkich miast). Wiele rodzin posiadało tu swoje kamienice, a dodatkowo rezydencje na wsi, gdzie spędzało się wakacje i długie weekendy. W połowie XIX w. zbudowano przyciągające turystów British Museum i budynki uniwersyteckie. W British Museum poza wielką kolekcją antycznych skarbów znalezć można także ocalałe kopie Magna Carty, manuskrypt "Beowulfa" z ok. 1000 roku, manuskrypt "Finnegans Wake" Joyce'a i ręcznie napisaną przez Lewisa Carrolla "Alicję w Krainie Czarów". W salach muzealnych można się zagubić na długie godziny, oglądając bezcenne zabytki ze wszystkich stron świata.



Mimo że centrum kultury alternatywnej przesunęło się do innych dzielnic – szczególnie upodobano sobie wschodni Londyn – tutaj także organizowane są liczne festiwale , m.in. artystyczny Bloomsbury Festival odbywający się w październiku i obfitujący w koncerty, wystawy, przedstawienia teatralne, warsztaty i projekcje filmowe. Na Bedford Square, gdzie mieści się Związek Architektoniczny, co roku ustawiane są rzeźby – instalacje wybijających się architektów. W tym roku ustawiono pawilon o nazwie "Driftwood", wykonany z 28 ekologicznych drewnianych paneli. Autorką projektu jest Danecia Sibingo, studentka trzeciego roku prestiżowej szkoły Związku (jej absolwentką jest m.in. słynna architekt Zaha Hadid), która wykonała ją razem z trzema innymi studentami w siedem tygodni w Dorset. Panele przyjechały z Helsinek, gdzie mieści się siedziba sponsorów projektu, fińskich dostawców drewna. Inspiracją dla projektu były widoki skał jordańskiego miasta Petra, ale kontrukcja ma, według zamysłu autorki, przypominać o związku Wielkiej Brytanii z morzem. Falista struktura przywodzi na myśl płynącą wodę, warstwy drewna - fale.



Spacer po Bloomsbury dobrze zacząć od starej, pięknej stacji metra Russell Square. Stamtąd przejdziemy przez mały park, karmiąc szare wiewiórki orzechami, śmiejąc się z dzieci zafascynowanych fontanną mieszczacą się na środku i podziwiając fasadę stylowego Hotel Russell (na cześć Virginii Woolf mieści się tu Virginia Woolf Burger Bar and Grill).






W okolicy sporo jest turystów – sława British Museum przyciąga, a liczne niewielkie pensjonaty
i hoteliki kuszą spokojem i starym angielskim klimatem. Tu się nie biega z wywieszonym językiem od zabytku do zabytku. Przyjemność zwiedzania Bloomsbury polega na drobiazgach – szperaniu w księgarniach (a jest ich tu multum), piciu kawy w niewielkiej kawiarni czy dostrzeganiu gdzieniegdzie zabytkowych tablic obwieszczających wszem i wobec, kto mieszkał w danej kamienicy.

Śladem znanych osobistości skręcimy w prawo i zatrzymamy się na chwilę przed niewielkim budynkiem, należącym obecnie do University of London, w którym mieści się School of Oriental and African Studies. Dawniej pracował tu przez wiele lat T.S. Eliot jako redaktor działu poezji w wydawnictwie Faber & Faber.


Idąc dalej uliczkami dotrzemy na Gordon Square, gdzie mieszkali członkowie literackiej grupy zwanej The Bloomsbury Group. Należeli do niej m.in. Virginia Woolf i Lytton Strachey, którego znany portret namalowany przez wieloletnią partnerkę Dorę Carrington wisi w National Portrait Gallery na Trafalgar Square. Dziś w piwnicach domu V. Woolf mieści się niewielkie przedszkole. V.Woolf mieszkała też krótko przy Fitzroy Square, w domu wcześniej zamieszkałym przez George'a Bernarda Shawa - teraz swoją siedzibę ma tam firma księgowa. Na tym przykładzie widać zmiany zachodzące w Londynie. Szanuje się dziedzictwo, ale nie stawia mu pomników. Dziś w domach, w których dawniej mieszkały wybitne osobistości mieszczą się wydawnictwa czy małe firmy albo mieszkają zwykli obywatele, może jedynie lepiej sytuowani niż przeciętny Londyńczyk. Całe Bloomsbury pełne jest edwardiańskich i wiktoriańskich kamienic, domów z epoki królów Jerzego I-IV (1720-1840) - sama mieszkam w takim starym budynku, niewielkich budynków w stylu Art Deco, no i paru koszmarnych niskich bloków mieszkalnych z lat 70-tych, w których mieszkają ubożsi mieszkańcy dzielnicy. Na szczęście znacznie więcej jest tej ładnej, prawdziwie angielskiej, starej architektury.







Jako że Bloomsbury to najbardziej literacko kojarzący się rejon miasta (może poza Charing Cross Road), pełno tu niezależnych księgarni, antykwariatów z książkami. Jest też małe Muzeum Dickensa - można obejść wirtualnie każde pomieszczenie, zapraszam do biblioteki, urządzone w domu, w którym pisarz mieszkał zaledwie przez dwa lata, ale który dzięki muzeum uchodzi za najbardziej znane miejsce kojarzące się z pisarzem.





Większość bohaterów dickensowskich mieszkała zresztą w okolicy, gdyż dawniej mieściły się w pobliżu slumsy Saffron Hill, znane z "Olivera Twista". Nieopodal mieści się cudowna mała księgarenka, prowadzona przez London Review of Books (prestiżowy magazyn obchodzący właśnie trzydziestolecie istnienia), gdzie by zaoszczędzić miejsce na półkach ustawiono tylko po jednym egzemplarzu danej książki (w chwili zakupu natychmiast uzupełniają brak, mam nadzieję). Na rogu, w edwardiańskim hotelu mieszkał na początku XX w. E.M. Forster, gdzie napisał m.in. "Pokój z widokiem".



Nie zajdziemy w stronę Euston Square, gdzie nieopodal British Library mieszkał Yeats (nie po drodze nam), za to pójdziemy w stronę Brunswick Square, gdzie mieści się mały pasaż handlowy z mieszkaniami powyżej i z butikami, kilkoma restauracjami, supermarketem, dużym antykwariatem książkowym Skoob (a jakżeby inaczej?) z niestety mocno zawyżonymi cenami i doskonałym, niezależnym kinem studyjnym, Renoir Cinema, poniżej.



Brunswick Centre nie jest pięknym miejscem, ale skwerek, przy którym jest położony, pojawił się w powieści Jane Austen "Emma": „We are so very airy. I should be unwilling to live in any other part of town” (“Jesteśmy tu ulokowani tak przewiewnie. Nie chciałabym doprawdy mieszkać w żadnej innej części miasta”). Teraz niestety nie ma śladów dawnej świetności, w celu zbudowaniu nowoczesnych budynków mieszkalnych zburzono po wojnie kamienice, w których mieszkali E.M. Forster i Virginia Woolf, zanim została żoną Leonarda. W pobliżu jest za to największa w Londynie księgarnia z literaturą gejowską, a także miejsce spotkań i klub gejowski, parę sklepów z oryginalnymi sari, włoska kawiarenka (gdzie można zrobić przerwę na espresso), libańskie delikatesy i paru greckich krawców. Eklektycznie, jak w całym Londynie.








Idąc na północ dojdziemy po kilku minutach na Lamb's Conduit Street, a spacer zakończymy wkrótce na Exmouth Market. Na Lamb's Conduit Street mieści się wiele sklepików, restauracji i kawiarni, a także cudowne, niszowe wydawnictwo Persephone Books, wydające książki nie publikowane wcześniej przez nikogo, a poświęcone głównie Anglii i Londynowi póznego XIX i wczesnego XX wieku. Na tej ulicy znajduje się również słynny pub Lamb, w którym piwo popijać lubił zarówno Charles Dickens, jak i członkowie grupy Bloomsbury. Obie ulice (Lamb's Conduit Street i Exmouth Market) zapewniają atmosferę małego miasteczka, gdzie wszyscy się znają i robią zakupy wciąż w tych samych sklepikach. Na tej drugiej mam swój ulubiony malutki sklepik muzyczny Brill (zapraszam do obejrzenia króciutkiego filmiku), którego właściciel sam wybiera sprzedawane przez siebie płyty (wiele moich odkryć jest właśnie z polecenia pana Brilla), a ponadto serwuje pyszną kawę, bejgle lepsze niż w Brooklynie i ogromniaste croissanty migdałowe. Nie ma nic lepszego w sobotnie popołudnie niż zasiąść z gazetą przy stoliku przed kawiarnią, rozkoszować się wiosennym słońcem i słuchać dobiegającego ze sklepu lekkiego jazzu. Stałych klientów rozpoznaje się szybko, można pogawędzić, można nawiązać ciekawe znajomości – tutaj pracuje cudowna sudańska piosenkarka, na której koncert wybieram się wkrótce. To na Exmouth Market zjemy lunch wybierając jedno z dań kuchni meksykańskiej, izraelskiej, bengalskiej, tureckiej, tajskiej czy mniej znanej jeszcze kuchni z Ghany - zapachy dochodzące ze stoisk i restauracji nęcą skutecznie. Jest tu też, a jakże by inaczej – m.in. niezależna księgarnia, kilka świetnych butików, japoński fryzjer, dwa sklepiki ogólnobranżowe prowadzone przez rodziny indyjskie, kilka typowych tanich barów z kebabami i rybą i frytkami i francuska piekarnia. Obie ulice (Lamb's Conduit Street i Exmouth Market) mają nawet swoje własne festiwale.







Mieszkańcy Bloomsbury nie lubią się przeprowadzać. Nie brakuje tu starszych osób, ceniących sobie wygodne życie i centralną, ale jednak spokojną lokalizację. Młodzi mają tu wszystko, czego dusza zapragnie, niezależnie od stylu życia. Rodziny z małymi dziećmi parków mają pod dostatkiem, jest nawet taki (Coram Fields) otwarty jedynie dla rodziców i opiekunów z dziećmi i zamknięty dla osób bezdzietnych. Dziś znajduje się tam plac zabaw, farma ze świnką, owcami i kozami, ale dawniej mieścił się tu Coram Hospital, założony przez filantropa, kapitana Corama, szpital, w którym biedne matki porzucały niemowlęta, których nie były w stanie wykarmić. W Bloomsbury każdy znajdzie miejsce dla siebie. To najbardziej londyński Londyn, jaki znam. Tu jest mój dom, tu czuję się u siebie. I zapraszam czytelników, by będąc tu z wizytą, zajrzeli choć na moment do Bloomsbury.

Tekst i zdjęcia:

Kamila Kunda
autorka bloga: "Chihiro o świecie"
Strona: 1 2 3 4
Dodaj do ulubionych Dodaj do ulubionych     Poleć artykuł znajomemu Poleć znajomemu     Dodaj swój komentarz Dodaj komentarz     Drukuj artykuł Drukuj
 

Wyślij e-mail rekomendujący ten artykuł

E-mail adresata
 
 
Literacka przechadzka po londyńskim Bloomsbury
Bloomsbury jest tą dzielnicą Londynu, którą zwiedzają turyści zmęczeni atrakcjami ‘do zaliczenia’. Tu się oddycha, spaceruje spokojnie po niepozornych uliczkach, między zielonymi skwerkami i odkrywa literackie dziedzictwo tej okolicy. Tutaj mieści się Senate House, zbudowana w stylu art deco (chyba jedyny budynek w stolicy Wielkiej Brytanii przywołujący na myśl wieżowce nowojorskie) biblioteka University of London, która stanowiła inspirację dla orwellowskiego Ministerstwa Prawdy z antyutopijnego „Roku 1984”. Yeats, Eliot, Dickens i Virginia Woolf byli najsłynniejszymi mieszkańcami Bloomsbury – dzielnicy, na obrzeżach której mieszkam i ja...
Czytaj cały artykuł

 
Twoje Imię i Nazwisko
 
Twój E-mail
 
 

Dodaj swój komentarz do artykułu.
 
Komentarz
 
Autor
 
 
Wasze komentarze
Jeszcze nie skomentowano powyższego artykułu.
Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, redakcja może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.
Współpraca   Kontakt   Reklama
Copyright © 2024 Perlei. Wszelkie prawa zastrzeżone.
L77Strony internetowe