Perlei - Portal Kobiet Szczęśliwych.
 
 
 
rozmiar czcionki:  A A A

Jaisalmer

2009-08-22 00:00:00
Wchodząc do fortu, czyli Starego Miasta indyjskiego Jaisalmeru, może nam się w głowie zakręcić z wrażenia.
Złote Miasto, jak zwany jest Jaisalmer, założony w 1156 roku, zajmował strategiczną pozycję na trasie pociągowo-wielbłądziej z Indii do Azji Centralnej.
Tu mieszkali zamożni kupcy, we wspaniałym domach z drewna i piaskowca, zwanych haveli.
Tu najłatwiej chyba w całym Radżastanie dać się ponieść śladom historii i wspominać zamierzchłe czasy, gdy w okazałym pałacu żyła liczna rodzina maharadży ze świtą, a na rynkach sprzedawano przyprawy i mieniące się w oczach kolorowe materiały na eleganckie sari.
Dawniej większość mieszkańców miasta pracowała dla maharadży, dziś prowadzą oni małe hoteliki, sklepiki, restauracje z pysznymi ostrymi indyjskimi daniami, lub zakłady krawieckie czy hafciarskie. Jaisalmer podupadł w XIX wieku, gdy budowa portu w Bombaju spowodowała, iż większość dóbr przybywała do Indii drogą morską, a nie lądową. W 1947 roku powstał Pakistan i to ostatecznie przyczyniło się do zniknięcia tras handlowych do Pakistanu lub przez ten kraj. Miasto, położone na pustyni Thar i cierpiące od zawsze na niedostatki wody, uratował przemysł turystyczny i wojsko – tutaj mieści się baza wojskowa.
Rynki, jak za dawnych czasów, wciąż istnieją. Bhatia Market, największy targ w mieście stanowi wielką atrakcję.
Tutaj można kupić przyprawy, którym nadamy specyficzny smak potrawom przyrządzanym w domu.
Niskie ceny – ale trzeba się targować – sprawią, że kupowane tu notesy z papieru czerpanego oprawiane w skórę z wycinanymi na niej skomplikowanymi motywami, wzbudzą zachwyt w obdarowanych nimi bliskich.
Jaisalmer jednak najlepiej znany jest ze wspaniałych materiałów i haftów.
Bogato wyszywane i zdobione narzuty na łóżko czy poszewki na poduszki potrafią odmienić mieszkanie nie do poznania.
Dobrze zwrócić uwagę na staranne wykończenie i gdy ma się zastrzeżenia, głośno o nich powiedzieć.
Wiele sklepów zatrudnia osobę do robienia poprawek, więc można od razu, na miejscu zaszyć wszystkie dziurki (niestety patchworkowe poszewki niszczą się nieco od częstego rozkładania dla klientów).
Najlepiej wybrać się do pana L.N. Kharti na Kachari Road, właściciela Desert Handicraft Emporium. Dostaniemy na powitanie słodką herbatę chai – czarna herbata gotowana z przyprawami, przede wszystkim kardamonem, i dużą ilością mleka jest zarazem napojem jak i słodyczem.
Potem możemy rozgościć się w sklepie, oglądać niezliczone ilości narzut, poszewek i materiałów.
Pan Kharti opowie nam o swojej pasji skupowaniu starych sari i projektowaniu z nich nowych wzorów na narzuty.
Takich kompozycji jak na jego wyrobach nie znajdziemy nigdzie.
Opowie też co nieco o historii miasta, pokaże książkę o historii Jaisalmeru i jego kulturze, którą sam napisał. Jeżeli jesteśmy miłośnikami literatury, w panu Khartim znajdziemy kompana do rozmowy, sam bowiem studiował literaturoznawstwo.
My wyszliśmy ze sklepu z narzutą, którą wybieraliśmy przynajmniej godzinę – trudno było wybrać z siedmiu równie pięknych wzorów.
Niestety narzuta nie wróciła z nami do domu, po dwóch tygodniach została nam skradziona, czego do dziś nie mogę odżałować.
W Jaisalmerze można godzinami gubić się i odnajdywać na nowo w wąskich uliczkach. Gdzieniegdzie zajdzie nam drogę krowa, w zagłębieniu na drodze możemy znaleźć suczkę z nowonarodzonymi szczeniakami.
Z chłodnych i ciemnych sklepików dobiegać będzie muzyka bollywoodzka i woń kadzideł.
Na drewnianych drzwiach sklepowych wisieć będą barwne spódnice i jedwabne sukienki. Wyrastać przed nami będą dumne haveli, kusząc koronkowymi ornamentami.
Haveli można zwiedzać od środka i nierozsądne byłoby przegapić taką okazję do zajrzenia choć odrobinę za kulisy życia możnych tego rejonu.
Miodowo-piaskowe w barwie, kilkupiętrowe domy mieszczące się na wąskich, spokojnych uliczkach, to czysta poezja.
Octavio Paz, meksykański poeta i noblista, a także swego czasu ambasador Meksyku w Indiach, powiedział kiedyś: „Mówi się, że gotycka architektura jest muzyką zamienioną w kamień. Można by powiedzieć, że architektura indyjska jest wyrzeźbionym tańcem”.
Nie sposób trafniej tego ująć.
Delikatnie rzeźbione balkoniki, kamienne zasłony niczym siateczka welonu pozwalały kobietom żyjącym w purdah (określenie znaczące w hindi dosłownie „zasłona” i obejmujące różne praktyki polegające na separowaniu kobiet od obcych mężczyzn) jednocześnie obserwować życie na dziedzińcu i odwiedzających mężczyzn, samym pozostając w ukryciu.
Wspinając się po schodkach i przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego wysłuchiwaliśmy wykładu wynajętego przewodnika, okraszającego nudnawe historyczne fakty ciekawostkami, np. o paleniu opium, której to czynności oddawali się z lubością zamożni mieszczanie i której nasz przewodnik oddawał się sam od czasu do czasu, o czym nie omieszkał nas poinformować.
Wśród labiryntu wąskich alejek w forcie, Starym Mieście, za punkt orientacyjny może uchodzić kompleks siedmiu świątyń dżinizmu pochodzących z XII do XVI wieku.
Wspaniałe postaci bóstw rzeźbione w miękkim kamieniu można nawet fotografować za dodatkową opłatą, co jest rzadkością w świątyniach dżinizmu.
Przed wejściem do świątyń należy zdjąć buty, a także wszelkie ozdoby i akcesoria skórzane. Kobiety nie powinny też wstępować do świątyni gdy mają miesiączkę – w przeciwnym wypadku może je, według wierzeń, spotkać coś złego.
Chłodna podłoga świątyń przynosi ulgę stopom, a podziwiać rzezby, ornamenty i malowane sufity można przysłuchując się wypowiadanym szeptem przez wiernych modlitwach. Głód zaspokoimy w jednej z licznych restauracji.
Wiele jest takich, do których chodzą niemal wyłącznie lokalni mieszkańcy.
Nie mają one żadnego menu, serwują zestaw zwany thali, w którego skład obowiązkowo wchodzi kilka dań warzywnych, ryż, indyjski chlebek roti pieczony z pełnoziarnistej mąki, jogurt i jakiś słodki deser.
Wszystko dostaje się na srebrnym talerzu z przegródkami, żeby nic się nie pomieszało, i można brać dokładek ile tylko dusza, a raczej brzuch, zapragnie.
Oczywiście podróżni spragnieni dobrego jedzenia, ale mający ochotę na romantyczny widok i odrobinę wyrafinowania pójdą gdzie indziej, np. do restauracji Trio, gdzie dostaną m.in. przepyszną zieloną fasolkę z kaparami czy pomidory faszerowane ziemniakami i innymi warzywami w kokosowym sosie. Posiłek z widokiem na całe miasto.
Tylko przy wyjściu może zrobić się smutno, gdy dostrzeżemy wychudzoną krowę, zwabioną smakowitymy zapachami wtykającą głowę przez drzwi restauracji do środka.
Typowo indyjski widok.
Na śniadania chodziliśmy do nepalskiej kawiarni, gdzie sami musieliśmy na kartce napisać zamówienie – owsianka z miodem i bananami - i zanieść je do kucharza, jedynej osoby potrafiącej odcyfrować łaciński alfabet.
Jaisalmer jest idealnym miastem dla podróżników i turystów pragnących zobaczyć pozostałości dawnego bogactwa Radżastanu, ale tęskniących też za choć odrobiną spokoju po głośnych miastach regionu, takich jak Jaipur i Jodhpur. W Jaisalmerze mieszkaliśmy w hoteliku w forcie i co rano budziło nas słońce wyłaniające się zza miodowych murów i wieżyczek. Słuchaliśmy dzwonka ulicznego komiwojażera i śmiechu dzieci, a nie klaksonów samochodów i riksz (te nie mają wstępu do starej części miasta). Warto zatrzymać się w tym mieście kilka dni, by nasiąknąć spokojem i nabrać sił na dalszą podróż po Indiach.
 
tekst i zdjęcia: Kamila Kunda,
autorka bloga "Chihiro o świecie"

Autorka na tle miasta:

Dodaj do ulubionych Dodaj do ulubionych     Poleć artykuł znajomemu Poleć znajomemu     Drukuj artykuł Drukuj
 

Wyślij e-mail rekomendujący ten artykuł

E-mail adresata
 
 
 
Twoje Imię i Nazwisko
 
Twój E-mail
 
 

Dodaj swój komentarz do artykułu.
 
Komentarz
 
Autor
 
 
Wasze komentarze
Współpraca   Kontakt   Reklama
Copyright © 2024 Perlei. Wszelkie prawa zastrzeżone.
L77Strony internetowe